Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/origine.w-gracz.warmia.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server314801/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 17
słońce. Wysoki, dobrze zbudowany, miał w sobie ten samczy

kochał, nigdy by tak nie postąpił. Nie mógłby. Wiem, że... trochę się

słońce. Wysoki, dobrze zbudowany, miał w sobie ten samczy

- Przestań! - syknęła Cassidy. - Co się z wami dzieje? - Potem, żeby załagodzić sytuację, podniosła ręce i powiedziała: - Nie wracajmy do tego, dobrze? Angie i ja byłyśmy inne. Tata odnosił się do nas inaczej i ja się mu nie dziwię. Rex Buchanan patrzył pod nogi. - Tato, naprawdę, ja nigdy nie chciałam, żebyś traktował mnie tak jak Angie. Bałam się, że po... że po jej śmierci zaczniesz... zmienisz się i zaczniesz traktować mnie tak jak ją. Ulżyło mi, że tak się nie stało. - To nie było sprawiedliwe! - Dena nie dawała za wygraną. - Powinien cię adorować tak samo jak... - On mnie kocha, mamo. Wiem. Nie jestem Angie i dzięki Bogu za to. - Wyjechałaś po śmierci Angie przez to, jak cię traktował. - Wyjechałam, bo przyszła na to pora. Żeby dowiedzieć się, kim naprawdę jestem. Żeby wycofać się z tej... z tej ciągłej walki. Dajcie spokój, to już poza nami. Na razie. - Dena nie lubi, gdy chodzę na cmentarz. - Rex pociągnął długi łyk drinka. - Robi z tego większe halo niż to warte. - Nie lubię, kiedy krzątasz się wokół nieżyjącej żony i martwej córki. To trwa już za długo. Nowy pożar wcale nie daje ci prawa do tego, żebyś znowu zachowywał się jak w amoku. Cały czas żyjesz w żalu po stracie Lucretii. Do tego włożyłeś żałobę po Angie, i starałam się to zrozumieć, ale to już trwa za długo, Rex, o wiele za długo. Nie będę tego dłużej znosić. - Zamrugała oczami i wyciągnęła papierosa. - Problem w tym, że jesteś zazdrosna. - Masz rację, jestem zazdrosna. Ja jej nie dorównuję, prawda? Nigdy nie byłam tak dobra jak Lucretia. Zbyt długo grałam w tę grę. Myślałam, że w końcu o niej zapomnisz, ale tak się nie stało. Jestem zmęczona wysilaniem się, żeby to zrozumieć, udawaniem, że nie boli mnie, gdy spoglądasz na jej portret, że nie wspomnę o tym, jak ignorowałeś Cassidy, gdy w pobliżu była Angie... - Mamo! - Nie mogła tego słuchać. Nie teraz, kiedy Chase walczy o życie, a Brig... dobry Boże, nie mogła wyrzucić z umysłu obrazu jego okaleczonego ciała. - To nie jest odpowiedni moment. - Cassidy ma rację. Mamy inne problemy. - Tak? Czasami nie jestem pewna. - Obejrzała się przez ramię i spojrzała pogardliwe na męża, a potem wyszła dumnie z pokoju. Rex dokończył drinka i wstawił szklankę do zlewu. - Przesadza. - Odwrócił się i posłał córce wymuszony uśmiech. - Opowiedz mi, jak się miewa Chase. Jakie są rokowania? Poinformowała go na tyle, na ile mogła. Zasugerowała, że Rex i Dena powinni go odwiedzić i porozmawiać z T. Johnem. Rozmawiali o podpaleniu, ale nie poruszyli oczywistego faktu, że obydwa pożary były podobne. Rex dokończył drinka. - Domyślają się, kim jest ten drugi mężczyzna? - Nie. - A Chase nie wie? - Mówi, że nie. - Aha. Następna tajemnica. - Potarł skroń. W jego oczach pojawił się smutek. - Willie zniknął, prawda? - Niestety, tak. Nie ma go w domu ani w pracy. - Cholera. - Obrócił szklankę w dłoniach i wyjrzał przez okno. - Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. - Willie to chuligan. - Ale nieszkodliwy. Jest naiwny. Chyba zanosi się na burzę. - Przyjrzał się w zamyśleniu ciemnym chmurom. - I nie wygląda to na letnią burzę. - Potarł kark. - Cassidy, wierzysz w przekleństwa? - W co? Nie. - O czym on mówi? Skąd ta nagła zmiana tematu? Wydało jej się to dziwne, bo w końcu nie byli sobie szczególnie bliscy. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz rozmawiali tylko we dwoje. - Dobrze. To dobrze. - Mówił łagodnie, patrząc w dal przez okno. - A ty, tato? Do czego on zmierza? - Oczywiście. - Nie wahał się ani minuty. - I chyba od wielu, wielu lat ciąży na mnie przekleństwo. Chciałbym tylko, żeby nie dotknęło ono ciebie, twojego brata ani matki. Wystarczy, że zniszczyło Lucretię i Angie. - O czym ty mówisz? - Chyba pora, żebyś dowiedziała się o mnie kilku rzeczy. Spowiedź? Teraz? Czuła, że huczy jej w uszach. - O Boże - wyszeptał niemal takim tonem, jakby się modlił. - Nie wiem, jak to powiedzieć, ale... - Jego palce zacisnęły się na pustej szklance tak mocno, że zadrżała mu ręka. - Zginęły przeze mnie. To wszystko moja wina. - Zamrugał szybko oczami, starając się powstrzymać łzy. - Przecież ich nie zabiłeś. - Bała się oddychać. On chyba nie chce powiedzieć, że... - Nie, celowo nie. Ale to ja je zniszczyłem. Tak samo, jakbym to ja włączył stacyjkę w samochodzie Lucretii albo przyłożył zapałkę do starego tartaku. - Łzy napłynęły mu do oczu.
głosem. To bolało. Była zszokowana, dotknięta i zła. Susanna miała
- Siódmego sierpnia.
Za drzwiami czekał młody, wysoki mężczyzna o niebieskich

pieniądze poświęcamy na poszukiwania. Według wszelkich znaków
Nawet na niego nie spojrzała, ale poszła za Diazem do
Nie chciała teraz zachorować, teraz, gdy każdego dnia mógł nastąpić
rewolucjonistów wszelkiej maści (wliczając w to współczesne grupy
an43
również o to, że pożądała Davida fizycznie. I żaden mężczyzna po
niego autyzmu, niedorozwoju umysłowego ani żadnej innej
- Gdzie? - Milla nie widziała żadnej kamery.
311

Eva drgnęła, słysząc słowa „młodość i uroda”. Ten objaw zazdrości rozbawił go, lecz

- Aidez - moi! - szepnął ktoś. Nogi się pod nią ugięły, gdy w kącie zaczęła z trudem
tysięcy!
myśli o powrocie do domu. Wśród łoskotu młotów i zgrzytu pił wszyscy uczestnicy przyjęcia
Karolowi, że ma na niego nie czekać, po czym wybiegł na ulicę, zaczynając śledzić
- Zakochał się w niej na serio. Jeśli ją teraz utraci, nigdy sobie tego nie wybaczy.
Dłonie chłopaka powędrowały do twarzy, dotykając zakrwawionych policzków,
pomiędzy żebra, po czym ciężko usiadł na łóżku, zerkając na wyświetlacz z nadzieją,
brunetem. No i musiał być wyższy.
w wielkich oknach. Przypomniała sobie przez moment gasidło do świec, lecz Alec stanowczo
uprzejmie. Alec już miał odejść, gdy usłyszał aż nazbyt dobrze mu znany głos.
cokolwiek podejrzewać. Przynajmniej dopóki nie nabędę praw własności Talbot Old Hall.
- Jedź ze mną jutro! - poprosił gorąco.
do wnętrza ust Krystiana. A mimo tego chłopak aż zamruczał, objął jego szyję
- Tak, Wasza Wysokość?
Suma wynosiła dwa razy tyle, ile zdołał zebrać. A do wpisania się na listę pozostało

©2019 origine.w-gracz.warmia.pl - Split Template by One Page Love